O tym, co Hubertowskie, gdzie są granice i o dyskusji internetowej
autor:
Henryk Mąka
data powstania: 2005-02-26
Siedząc sobie w zaciszu czempińskiej Stacji zaglądam czasem na stronę Klubu, aby zobaczyć, co się aktualnie dzieje i o czym dyskutuje. Dotychczas nie zabierałem głosu w dyskusjach na Forum ( i raczej nie będę) głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, uważam iż, Internet nie jest w ogóle właściwym miejscem i sposobem do dyskusji a zwłaszcza ustalania rzeczy ważnych, mających wpływać na działalność Klubu czy rozwój sygnalistyki. Tym bardziej w gronie osób ukrywających się pod jakimiś pseudonimami. W tak krótkich wypowiedziach można się bowiem jedynie podzielić jakimiś wrażeniami czy oceną niektórych rzeczy lub sytuacji, zdobyć informacje, kontakty czy też zakomunikować jakieś nowości. Od ustalania i dyskusji nad rzeczami ważnymi powinny być natomiast po części Walne Zebrania a przede wszystkim spotkania czy seminaria tematyczne. Jest tam miejsce i czas na szeroką dyskusję osób kompetentnych i przygotowanych do omawianych tematów, pozwalającą na właściwą ocenę różnych aspektów. Także poruszanych na stronie internetowej.
Drugim powodem, dla którego nie wypowiadałem się w Internecie był poziom i styl wypowiedzi. Dotyczyło to zwłaszcza Forum w poprzedniej wersji strony, na której min. wiele emocji wzbudziły wyniki konkursu w Pszczynie czy też to, kto grał, nie grał a mógł grać na Targach w Warszawie. Podważano wiarygodność międzynarodowego Jury, pomówienia, obraźliwe słowa. Gdybym czytał to jako osoba postronna, to miałbym duże wątpliwości czy wchodzić w takie środowisko. Nie dziwię się Zarządowi Klubu, iż ignorował te wypowiedzi a administrator zlikwidował zawartość Forum, gdyż było to żenujące. Podejrzewam, iż przynajmniej część osób nie przygotowuje się do swoich wypowiedzi, czyniąc to pod wpływem przeczytanego przed chwilą tekstu. W efekcie, są one często emocjonalne, nie do końca przemyślane a przez to i mało wartościowe, czyniąc z dyskusji jedynie wrzawę wokół jakiejś sprawy. Niestety, jest to zjawisko dość powszechne w dzisiejszych czasach. A przecież, jako pasjonaci muzyki myśliwskiej, prezentujemy tradycje i zwyczaje, czyli KULTURĘ łowiecką, która powinna nas obowiązywać nie tylko na estradzie, podczas występów w galowych strojach. Wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób wypowiadają się publicznie, chciałbym przypomnieć dobrą zasadę – nie zawsze mów co wiesz, ale zawsze wiedz co mówisz. Niektórym bowiem osobom, Internet daje poczucie i swego rodzaju komfort anonimowości, pozwalający zapuszczać się pod granice rozsądku, przyzwoitości i dobrego obyczaju. I chociaż jest to także, niestety, dość powszechne nawet w mediach, nie brudźmy naszej dziedziny podobnymi zachowaniami. Osobiście, nawet przy pisaniu, staram się używać przede wszystkim głowy a dopiero później palców, co też polecam wszystkim. Wtedy, pod swoją wypowiedzią można śmiało napisać imię i nazwisko lub coś jeszcze, aby każdy wiedział, z kim dyskutuje. To tyle, może przydługiego i zbyt filozoficznego wstępu.
Dyskusja
Ostatnia dyskusja, która rozgorzała w działach „Nowa płyta” i „Gdzie jest granica …” jest po części przykładem tego co napisałem powyżej. Zaczęło się od płyty i całkiem zasadnego pytania o to, czy są granice tego co Hubertowskie? Pani Renata po samym pytaniu określiła „prezesa” jako pozbawionego słuchu ignoranta, pojedynkowano się na numery legitymacji. Stwierdzono, iż środowisko sygnalistów jest podzielone a Klub nie zrobił ostatnio nic dla rozwoju tej dziedziny. Dostało się też władzom PZŁ. Pytający o granice stwierdził, iż osobiście takich granic nie widzi, co jest w sumie logiczne – jeśli sam nie widzi, to pyta czy widzi je ktoś inny. Okazało się, że inni również takich granic nie widzą i nawet nikt nie zadał sobie trudu szerszego rozważenia tego pytania. Ogólnie, dyskusja rozeszła się na tyle tematów i wątków, iż po krótkim czasie trudno się zorientować, o co konkretnie i komu chodzi. Przewinęły się tu aspekty muzyczne, organizacyjne, obyczajowe – teoria i praktyka, realne pomysły i pobożne życzenia. Zaś sama dyskusja, która dość żywo się zaczęła, szybko też ucichła bez szerszych wniosków i efektów. Po części jest to zapewne skutek małej liczby dyskutujących, z których część przedstawiła jedynie swoje zdanie. W niektórych wypowiedziach zabrakło natomiast rzeczowego omówienia przyczyn, rzeczywistego stanu i realnych możliwości zmiany takich czy innych sytuacji. Nawet Kol. Piotr Grzywacz - wielki autorytet posiadający szeroką wiedzę w tej dziedzinie, który poruszył ważne tematy i postawił dość poważne zarzuty w zakresie działalności Klubu - nie uzasadnił ich szerzej i nie zaproponował nic konkretnego, co mogłoby zmienić istniejącą ( jego zdaniem złą ) sytuację. Nie pozwala to na rzeczową dyskusję, w której osoby kompetentne mogłyby się wypowiedzieć, zaś inne dowiedzieć się czegoś nowego.
Ja również nie będę się nad tym szeroko rozwodził, gdyż wiele z poruszonych w dyskusji tematów nadaje się na co najmniej kilkustronicowe opracowania z analizą różnych aspektów – stanu rzeczywistego, jego przyczyn, możliwości oraz sposobów zmian a także przewidywanych skutków. W kilku zdaniach, chciałbym się natomiast odnieść do niektórych wypowiedzi i poruszonych w nich tematów konkretyzując także pytania, nad którymi warto się zastanowić i podyskutować.
Płyta
Ponieważ jestem osobą „zaangażowaną w sprawie”, jej szerszą ocenę pozostawiam wszystkim słuchającym. Również z tego względu, iż osobiście odbieram ją w nieco innych , bardzo szczegółowych kategoriach brzmienia trompe de chasse. Niewątpliwie, w naszych warunkach stanowi ona coś szczególnego, co nie miało miejsca w dotychczasowych wydawnictwach. Miała ona pokazać możliwości oraz piękno brzmienia trompe de chasse z organami, co też Janek Bokszczanin z Jackiem zrobili doskonale (zespół zagrał również całkiem, całkiem). Wiele osób, w tym także autorytetów w dziedzinie muzyki, nie wiedziało nawet o istnieniu takiego instrumentu a tym bardziej o takich możliwościach rogu naturalnego. Połowa utworów ma charakter myśliwski, przy czym, w muzyce francuskiej jest to pojęcie dość szerokie. Natomiast pozostałe, wykonawcy wpletli w całość zadedykowaną św. Hubertowi, chociaż nie mają one nic wspólnego ani z nim, ani z myślistwem – nawet wykonane na myśliwskim rogu. I nie widzę w tym nic niewłaściwego. Znakomity wirtuoz trompe de chasse i największy współczesny kompozytor – Hubert Heinrich, podobną płytę
( róg francuski z organami ), zawierającą jednak tylko utwory nie myśliwskie, zatytułował po prostu – „ Trompe de chasse i organy”. I też dobrze.
Nową, intrygującą charakterem i brzmieniem jest dla mnie zwłaszcza Msza św. Huberta, skomponowana przez prof. M. Sawę, która odbiega od wszelkich dotychczasowych standardów francuskich czy niemieckich ( a trochę ich posiadam i analizuję ). Czekałem na nią z pewnym niepokojem, zastanawiając się - co też może skomponować osoba „postronna” zwłaszcza iż, „wszystko” w tej dziedzinie zostało już napisane. Zostałem jednak mile zaskoczony tym utworem, który jest niepowtarzalny i piękny. Mimo wszystko, nie umniejszając w niczym jego doskonałości kompozycji i wykonania, przypomina mi bardziej utwory w rodzaju „Legenda św. Huberta”. Ale to tylko moje osobiste spostrzeżenia. Natomiast, bardzo jestem ciekaw opinii autorytetów w dziedzinie trompe de chasse – może oni też zaczną dyskusję co jest francuskie a co nie?
Pytanie
Cała dyskusja zaczęła się od pytania – „czy istnieje granica nad tym co Hubertowskie?” Rzeczywiście, jednoznaczna odpowiedź jest tutaj tu dość trudna, chociaż osobiście nie zgadzam się z tym, iż granicy takiej nie ma. Chociażby z ogólnej zasady, iż wszystko na tym świecie powinno mieć jakieś granice, bo tam gdzie ich nie ma, dzieją się czasem nawet straszne rzeczy. Tak więc, moim zdaniem, Hubertowskim może być tylko to, co w logiczny sposób wiąże się z osobą św. Huberta – pochodzi z jego życia, dokonań, kultu czy legendy. I to powinno stanowić jakąś ogólną granicę. Może to być muzyka (myśliwska lub kościelna ), pieśń, modlitwa, wizerunek, zwyczaj i wiele innych. To co Hubertowskie nie musi także mieć jedynie charakteru myśliwskiego, gdyż jest to tylko jeden z epizodów z życia świętego. W dodatku, trudno byłoby jednoznacznie określić to, na ile znany nam wątek myśliwski wynika z rzeczywistości a ile tylko z legendy. Natomiast to, co jest dedykowane św. Hubertowi wcale nie musi być Hubertowskie. I tak, np część utworów znajdujących się na płycie nie jest ani myśliwska, ani Hubertowska mimo wykonania na rogu myśliwskim i dedykacji. Inną sprawą jest to, iż również w samym dedykowaniu powinny być jakieś granice, wynikające z charakteru świętości jego osoby. Myślę bowiem, iż nikt rozsądny nie zadedykowałby św. Hubertowi jakiegoś utworu np. jazzowego lub w stylu disco polo, bo … byłaby to już duża przesada.
Pytanie, od którego wszystko się zaczęło, powinno raczej brzmieć – gdzie jest granica nad tym co myśliwskie, a co już nie ? I tu można by się szeroko rozwodzić jednak uważam iż, najważniejszym kryterium, na którym powinniśmy się opierać, jest tradycja – z jej podstawową cechą, jaką jest niezmienność. To właśnie daje stare, wielowiekowe zwyczaje i wartości, nie poddające się modom, trendom, czasom i mentalności poszczególnych pokoleń. Jesteśmy z własnego wyboru ich spadkobiercami i powinniśmy dbać o to, aby przekazać je następnym pokoleniom w niezmienionej formie. W przeciwnym razie, za kilkadziesiąt lat jeszcze trudniej będzie ocenić - co jest rzeczywiście tradycją a co tylko jej współczesną transformacją. Człowiek ma bowiem skłonności do poprawiania, unowocześniania i polepszania chociaż, jak mówi porzekadło – lepsze jest wrogiem dobrego.
Jeśli zatem trzymamy się tradycji, to na przykład nie są myśliwskimi, ani tradycyjnymi, pszczyńskie rogi wentylowe. Nawet zielono owinięte, mając podobny kształt do tradycyjnych, są tylko „wybrykiem” techniki, o czym już dawno temu pisał śp. Reinhold Stief. Nie jest też ani myśliwskim, ani tradycyjnym, śpiew z podkładem muzycznym perkusji, gitary czy instrumentów klawiszowych, zwłaszcza płynącym z maszyny - nawet, jeśli dotyczy tematyki myśliwskiej. W naszym przypadku, muzyką myśliwską nazwałbym tylko to, co jest wykonywane na tradycyjnych instrumentach myśliwskich, natomiast pozostałe formy mogą mieć jedynie myśliwską tematykę. Dla przykładu, wspaniała „Symfonia myśliwska” Leopolda Mozarta nie jest muzyką myśliwską, lecz klasyczną o tematyce myśliwskiej. Dlatego też, pytanie do dyskusji:
- które formy, z prezentowanych obecnie na konkursach, festiwalach czy innych, nie mają charakteru myśliwskiego, dlaczego i czy je kontynuować?
Wypowiedzi Karola ( domyślam się że Grzywacza ) :
- „przyszedł czas na to, aby rozgraniczyć to co myśliwskie, od tego co muzyczne”.
Zadanie również dość trudne, może nawet nie konieczne, ale można się zastanowić chociażby nad tym, czym te kategorie się różnią. Należy zacząć od tego, iż wszystko co myśliwskie jest także muzyczne ale nie wszystko co muzyczne, może być myśliwskie. Osobiście uważam iż, również tutaj głównym kryterium powinna być tradycja a także instrumentarium i rozbudowa utworów. A zatem, za myśliwskie można by uznać wszystko, co wywodzi się z tradycji gry na naturalnych rogach myśliwskich, sposobu komponowania i myśliwskiego charakteru utworów. O ile jednak nie ma problemu z mniejszymi utworami jak np. sygnały, marsze, pieśni czy fanfary myśliwskie, zwłaszcza na rogi pszczyńskie, to w przypadku trompe de chasse, są także bardzo rozbudowane kompozycje na kilkadziesiąt taktów i trwające do 5 minut ( np. Leśna fanfara). Powstałby problem, jak ją zaklasyfikować – czy to utwór myśliwski czy raczej muzyczny. Z innych wypowiedzi Karola mogę wnioskować, iż chodzi mu o sygnały i pozostałą muzykę myśliwską, których granice są dość wyraźne i zostały już w pewnym sensie wprowadzone. Myślę, że taki podział powinien istnieć, zarówno ze względu na charakter, jak i rozbudowę utworów w tych kategoriach. Nie można jednak w takim razie grać w klasie MM np. sygnałów pokotu, co się czasami zdarzało. Do kategorii sygnałów zaliczyłbym też krótsze i proste fanfary czy marsze ( „standardy” R.Stiefa ), których wykonanie nie nastręcza większych trudności. Podobnie, granie w klasie MM np. Marsza nr III określiłbym jako granie na nosie ambitniejszym konkurentom. Powstaje jednak pytanie o to, na ile utwór musi być rozbudowany, aby zakwalifikować go do kategorii muzyki myśliwskiej? Jeśliby natomiast próbować określić to, co jest muzyczne a nie myśliwskie, to można przyjąć zasadę, iż do tej kategorii należą formy muzyczne nie mieszczące się w tradycji myśliwskiej, ze względu na instrumentarium lub sposób wykonania. I tu znalazłyby się opery, suity, chóry i inne formy o tematyce myśliwskiej, które są wykonywane na instrumentach lub w sposób charakterystyczny dla muzyki klasycznej. W takim przypadku, omawianą płytę „Dedykowane św. Hubertowi” można by uznać jako bardziej muzyczną niż myśliwską, co też w niczym jej nie umniejsza. Oczywiście, są to tylko moje rozważania, które jednak mogą być podstawą do dyskusji na ten temat. Na pewno, ważnym pytaniem dla praktyki jest to, jakie utwory kwalifikują się do klasy MM a jakie nie i według jakich kryteriów?
- „nad konkursami sygnalistów biorą górę konkursy muzyki myśliwskiej”.
Tu chyba Karol lekko przesadził i ja osobiście tego nie zauważyłem. Przecież podstawą każdego konkursu są klasy sygnałowe, łącznie z głównym – „O Róg Wojskiego”, w którym główną nagrodę przyznaje się w klasie sygnałów myśliwskich. Owszem, ostatnio gramy więcej muzyki myśliwskiej, co wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, jest świadectwem coraz wyższych umiejętności trębaczy, z czego można się jedynie cieszyć. Po drugie, muzyka myśliwska jest znacznie atrakcyjniejsza od samych sygnałów i dlatego została wprowadzona do konkursów a zwłaszcza festiwali. Jest to ważne szczególnie dla osób postronnych, na których opinii zależy nam jako myśliwym, a dla których sygnały prawie niczym się nie różnią. Gdyby nie muzyka myśliwska, to na konkursach (nieco upraszczając) 300 podobnie ubranych ludzi grałoby przez dwa dni podobne sygnały na podobnych instrumentach. Poza tym, sygnały myśliwskie stanowią zaledwie maleńką część muzyki myśliwskiej. Dla przykładu - w muzyce francuskiej, spośród ponad 3,5 tysiąca utworów sygnały myśliwskie stanowią niewielką liczbę około 100. Ogólnie mówiąc, sygnały są głównie na polowanie i konkursy a muzyka na koncerty. I w niczym sobie te kategorie nie przeszkadzają.
-„w tamtym czasie istniały konkretne cele, …popularyzacja sygnałów myśliwskich”.
Tak się składa, iż współuczestniczyłem w tworzeniu Klubu oraz celów jego działalności (jeszcze na długo przed jego powołaniem). Podobne cele są i dzisiaj, jednak wtedy mieliśmy zupełnie inne problemy i rzeczywistość – nie było nic zorganizowanego i skoordynowanego. Nie było nut, nagrań, dobrych instrumentów, „Darz Bór!” miał 5 wersji a na konkursach występowało nieporównywalnie mniej sygnalistów. Mało kto miał komputer nie wspominając o Internecie. Chodziło nam o zainteresowanie grą sygnałów oraz integrację jak największej liczby osób, bez względu na ich umiejętności. Dziś musimy już prowadzić eliminacje, gdyż chętnych do grania na głównym konkursie jest zbyt wielu a propagowanie sygnałów ma o wiele szerszą formę i zakres. Czy chociażby fakt zwiększenia się liczby sygnalistów o 400 % nie jest tego potwierdzeniem? Oczywiście, lepiej gdyby sygnały grało kilka tysięcy osób ale to musi potrwać. Sygnały propagują się już same a wśród sygnalistów, kto nie umie zagrać sygnałów nie może się brać za szerszą muzykę myśliwską.
-„czy w ciągu 10 lat istnienia Klubu osiągnęliśmy coś czym można się pochwalić?”
Kolejna wypowiedź pozbawiona przemyślenia i szerszej analizy, na którą trudno byłoby w skrócie odpowiedzieć. Niektóre efekty działalności Klubu wymieniłem powyżej a można by o wiele więcej. Takie pytanie, zwłaszcza wypowiadane przez Karola, martwi mnie jednak z innego powodu. Wygląda bowiem na to, iż lata pracy i wysiłków - moich, Roberta Kamieniarza, Macieja Strawy, Piotr Grzywacza i wielu innych osób – nie dały większego pożytku. Jeśli więcej osób nie widzi efektów działalności Klubu, to rzeczywiście sprawa jest poważna.
-„…wspierajmy rogi naturalne.”
Oczywiście ! I oczywiście, że Klub nie jest od organizowania muzyki salonowej. Ta muzyka organizuje się sama a Klub czasem ją prezentuje jako inny rodzaj. Jak również wiadomo, muzykę myśliwską (lub o tematyce myśliwskiej) grano nie tylko w kniei ale także w salonach.
-„czy władze Klubu dostatecznie współpracują z władzami PZŁ?”
Władze Klubu współpracują dostatecznie a nawet o wiele lepiej. Tyle tylko, że władze PZŁ mają o wiele większe problemy i (poza niektórymi przypadkami) trzeba to zrozumieć. Sygnalistyka raczej nie będzie „pępkiem” PZŁ podobnie jak np. sokolnictwo, które ja osobiście reprezentuję. PZŁ daje pomoc finansową i organizacyjną, być może za małą, natomiast resztę tworzą ludzie – pasjonaci, działacze, itp. Tak jest w każdej dziedzinie. Poza tym, jeśli sami myśliwi nie będą chcieli grać, to interwencja władz niewiele tu pomoże.
-„… na wzrost aktywności sygnalistów nie wywiera bezpośrednio wpływu działalność Klubu, lecz osób, które … poświęcają swój prywatny czas i wielkie zaangażowanie organizując większe lub mniejsze konkursy”.
Kolejna nieprzemyślana wypowiedź, wszak w wielu przypadkach te właśnie osoby tworzą Klub. Często również, swój prywatny czas i zaangażowanie poświęcają właśnie Klubowi i sprawom dotyczącym ogółu sygnalistów. Oczywiście, rozważania co ktoś robi jako osoba prywatna, a co jako przedstawiciel Klubu i jak wpływa to na aktywność sygnalistów , można by snuć długo i w różne strony. Poza wszystkim innym mam tu jedną uwagę ogólną. Otóż, w działalności Klubu ciągle dominują konkursy, wokół których wszystko się kręci. Niektórzy wręcz upatrują w nich lekarstwa na wszystko - jeśli gdzieś jest słabo z sygnalistką, to trzeba zorganizować konkurs. Natomiast konkursy to zwykle stres, pośpiech i współzawodnictwo o miejsca. A przecież, zanim ktoś pojedzie na konkurs musi się nauczyć grać i mieć do tego motywację. Oczywiście, że nie dokona tego bezpośrednio Klub- nawet najlepszy. Przede wszystkim, osoba musi sama chcieć a Klub może i powinien jej w tym pomagać. Myślę natomiast, że powinno być więcej imprez dających możliwości pokazania się i motywujących osoby początkujące, które na konkursach mogą jedynie posłuchać jak grają inni.
Podobnie też, myślę iż Karol niewłaściwie ocenia to, iż potęga Goraja bierze się z tamtejszych konkursów. Jest raczej odwrotnie – to konkursy są jednym z efektów tej potęgi, która wynika z pracy Macieja Strawy i szkoły, a której owocem jest największa liczba uczniów grających na rogach. Nie podejrzewam też, aby główną motywacją dla tych uczniów było występowanie na konkursach.
Wypowiedzi Kol. Piotra Grzywacza, chociaż poruszają ważne tematy, są krótkie i zdawkowe. Można się jedynie próbować domyślać co miał na myśli, czego nie mam tu zamiaru czynić.
-„Zarząd Klubu nie interesuje się w ogóle sytuacją zespołów, jak również w ostatnich latach nie wniósł nic nowego w rozwój sygnalistyki”
Znając jego zaangażowanie i pracę włożoną w tę dziedzinę, także w działalność Klubu, jestem zaskoczony taką oceną. Tym bardziej, iż nie podaje konkretnych skutków takich zaniedbań, ani też nie proponuje jakichś działań mogących zmienić złą (jego zdaniem) sytuację. Nie wiem o jaką sytuację zespołów chodzi – osobową, finansową, organizacyjną czy jeszcze jakąś inną, stąd trudno mi się do tego ustosunkować. Poza tym, iż Klub organizuje cykliczne seminaria dla kierowników, które poszerzają wiedzę i pomagają w prowadzeniu zespołów, nie wiem co mógłby robić jeszcze. Organizować zespoły, finansować je czy coś innego? Generalnie, sytuacja zespołów jest … sprawą czy problemem zespołów i trudno byłoby wszystkimi się zajmować.
Co do wnoszenia nowego w rozwój sygnalistyki, również nie wiem co ma na myśli. Czy chodzi tu o samą formę propagowania i rozwijania, czy też o tworzenie czegoś zupełnie nowego? Sam przecież wie, iż Zarząd Klubu to tylko kilku zapaleńców, którzy też mają ograniczenia czasowe, rodzinne, zawodowe czy finansowe a dziedzina ta w niektórych sytuacjach nie ma „przebicia”. Stąd też, nie wszystko jest łatwo wykonać. Poza tym, jeśli chcemy coś osiągnąć, to musimy pracować wszyscy a nie czekać tylko na to, co zorganizuje nam Zarząd Klubu. Chociażby przez proponowanie czy nawet prowadzenie niektórych działań.
-„ …środowisko sygnalistów jest coraz bardziej podzielone.”
Nie zauważam tego, ale akurat ja jestem niejako poza nawiasem. Znów Piotr nie uzasadnia ani jednym zdaniem swojego poglądu - co jest przyczyną takich podziałów, jakie są poglądy podzielonych środowisk i kto je reprezentuje.
-„odniesienie regionalizacji Klubowej … byłoby szansą na normalność w naszych szeregach”.
Co jest takiego nienormalnego w naszych szeregach, co mogłaby zmienić regionalizacja? Niezależnie od powodów, bardzo wątpliwe jest odnoszenie jej do Okręgów PZŁ, które (jak słusznie zauważono w dyskusji) w większości nie są w stanie stworzyć nawet własnego zespołu a cóż dopiero prowadzić jakieś działania w tej dziedzinie. Poza tym, regionalizacja była jednym z pierwszych działań Klubu jednak, o ile wiem, to sprawa upadła ze względu na brak chętnych do prowadzenia tych spraw na miejscu. W tej chwili sytuacja jest znacznie inna i być może należy wrócić do tematu. Pod względem konkursów regiony takie już są. Co należy robić dalej, w jakim celu i jakie są realne możliwości, to temat na odrębną i rzeczową dyskusję.
To byłoby tyle moich osobistych przemyśleń na temat dyskusji – jej charakteru i poruszonych tematów. Mam nadzieję, iż pozwolą one do niej powrócić, jednak w sposób konkretny, rzeczowy i przemyślany a przez to pożyteczny dla wszystkich.
Henryk Mąka - Czempiń
adres e-mail : maka.hen@wp.pl
Wasze komentarze
Jeden z nie wielu artykułów przedstawiający rzeczywistość.
No to dostalo sie nam wszystkim. Slusznie. Przyjmuje kazde slowo z pokora.
Wniosek? - mniej gadac, wiecej pracowac. Efekty przyjda same.
Troche mnie oczy bolą od patrzenia w monitor, ale uważam że ten artykuł
to(bez wazeliny)kawał dobrej roboty :)...Dziękuje DARZ BÓR
Czasami jak czytam nie które wypowiedzi we wszelkich dyskusjach na stronach
łowieckich, to resztki włosów na głowie mi się jerzą. Tym razem jestem
mile zaskoczony. Artykuł Heńka jest rzeczowy, jak sam autor. I taka jest
niestety prawda. Gratuluję. Pozdrawiam.
Długo omijałem ten artykuł ze wzgledu na jego długość. Mam chwilę
czasu, więc z przyjemnością przeczytałem.Zastanawia mnie jeden fakt, że
osoby,(które nie podpisują się z imienia i nazwiska, myślę o Forum)nie
potrafią się wogóle ustosunkować do twego artykułu.Myślę Heniu,że
wyjaśniłeś bardzo szeroko poruszone przez Ciebie problemy Klubu, muzyki
sygnałowej i myśliwskiej.Rzeczywiście czas na dyskusje jest wtedy gdy
jesteśmy w dużym gronie.Podczas corocznych Walnych Zebrań w trakcie trwania
Konkursu Wojskiego, albo podczas Konkursów Regionalnych, gdzie także możemy
omówić wiele spraw.Czy muzyka jest myśliwska,
sygnałowa,artystyczna,popularna czy jeszcze inna,tylko wtedy możemy
podyskutować. Myślę, że nie powinniśmy się nawzajem krytykować, tylko
jak najwięcej grać i propagować muzykę,zwłaszcza sygnały łowieckie a
podczas konkursów jak najbardziej rozwijać inne formy tematycznie związane
z Kultura Łowiecką.Z przyjemnością chciałbym więcej czytać takich
artykułów jak kolegi Mąki. Serdecznie pozdawiam Józek.
potrzebuje tytuł utworu jest to muzyka poważna i to jest chyba związane z
polowaniem o świcie trąbki zaczynają chyba granie
Przeczytałem tą jakże zajmującą i ze wszech miar prawdziwą i słuszną
rozprawkę . Pierwsze co do mnie dotarło po jej przeczytaniu to wielki
smutek. Ktoś może się zdziwić z jakiegoż to powodu? Ano z takiego,że
wystarczy by dobro milczało ,a wtedy zło na pewno zwycięży. Heniu to co
piszesz jest bardzo mądre i trafne i nie rozumiem Twojej postawy do końca
.Twoja logika i sposób przedstawiania myśli powala celnością i siłą
argumentów.Stanowi zupełne zaprzeczenie pseudo dysputom biciu piany na forum
,a Ty stwierdzasz ,że nie będziesz się realizował na forum????? To niby
kto wg.Ciebie ma nieść ten kaganek wiedzy ,kultury słowa
,odpowiedzialności za nie ???? Henryku mam prośbę rób co chcesz ale nie
opuszczaj nas niebożątek i nie pozbawiaj swoich cennych jak skarb słów i
myśli .Z czego mamy się uczyć jeśli tacy myśliciele jak Ty
zamilkną??
Heniu zrewiduj swój pogląd na te sprawy i bądż z nami nie
tylko duchem ale i piórem ! Nie chowam się nigdy za inicjałami i tym razem
podpisuję się pod tym co piszę .Dziękuję i pozdrawiam Marek Kochan